treść strony

To różnorodność jest normą. Rozmowa z prof. Katarzyną Karpińską-Szaj

Żyjemy w ciągłym stanie rozproszenia, a przez to specjalnych metod nauczania wymaga nie tylko uczeń z orzeczeniem, lecz właściwie każdy uczący się – mówi prof. Katarzyna Karpińska-Szaj, językoznawczyni z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

 
W polskich szkołach przybywa uczniów z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Dawniej mówiło się, że to osoby, które słabiej sobie radzą z nauką. Dziś już wiemy, że po prostu uczą się w inny sposób i czegoś innego potrzebują. 
Statystyki pokazują, że ok. 6 proc. polskich uczniów posiada orzeczenie o specjalnych potrzebach, ale osób wymagających indywidualnego wsparcia jest z pewnością dużo więcej i grupa ta nie ogranicza się tylko do uczniów z wystawionymi orzeczeniami. Dziś wszyscy jesteśmy otoczeni nowymi technologiami, bombardowani informacjami, a przez to zmienia się nasz sposób myślenia i funkcjonowania, w tym również uczenia się. Według badań przeprowadzonych przez prof. Glorię Mark z Uniwersytetu w Kalifornii, która od wielu lat analizuje zdolność koncentracji, jeszcze w 2003 r. uczestnicy eksperymentów potrafili utrzymać uwagę na zadaniu wykonywanym na ekranie przez ok. dwie i pół minuty. W 2024 r. ten czas spadł do 47 sekund. To ogromna różnica i dowód na to, że funkcjonujemy inaczej. Wszyscy żyjemy w stanie ciągłego rozproszenia, dlatego też specjalnych metod i zwiększonej uwagi wymaga nie tylko uczeń z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego, ale właściwie każdy uczący się.
 
Polski system edukacji jest gotowy na tę zmianę?
Wciąż jesteśmy na etapie poszukiwań nowych rozwiązań, raczej z nastawieniem, że nie znajdziemy ich łatwo, bo sytuacja zmienia się dynamicznie. Istotne jest, że zaczynamy mówić nie tyle o specjalnych potrzebach edukacyjnych, co o nauczaniu w różnorodności. Wsparcie dla uczniów rozpatruje się raczej w kategoriach różnic indywidualnych. Uwaga nakierowana jest na wszystkich uczestników procesu edukacji. Dawniej dominowało podejście: „niech uczniami z orzeczeniem zajmie się specjalista”. Teraz uważa się, że każdy nauczyciel powinien być przygotowany do pracy z uczniami o indywidualnych potrzebach. Dlatego nie tylko ich podopieczni, ale i sami pedagodzy potrzebują wsparcia. 
 
Na czym to wsparcie może polegać?
Z pewnością wymiana dobrych praktyk czy doświadczeń, jak i wspólna platforma dla nauczycieli, na której mogą dzielić się swoimi spostrzeżeniami, to właściwe kierunki. Niedawno wraz z dr Agatą Lewandowską przeprowadziłyśmy badania w szkołach specjalnych, w których uczą się uczniowie z uszkodzeniami słuchu. Naszymi respondentami byli nauczyciele języka angielskiego jako obcego w trzech placówkach edukacyjnych: dwujęzycznej szkole we Francji, Instytucie Głuchoniemych w Warszawie i ośrodku specjalnym w Poznaniu. Każda z nich pracowała inaczej i miała różnych uczniów, nie zawsze znających język migowy. Jednak wszyscy nauczyciele wskazali na potrzebę utworzenia przestrzeni wzajemnego wsparcia i wymiany doświadczeń w zakresie materiałów, pomysłów czy konkretnych scenariuszy lekcji oraz konieczność systematycznych szkoleń. Pomocna może być też sztuczna inteligencja.
 
I ona wdziera się do szkół?
Owszem, ale niesie ze sobą korzyści. Pozwala na przykład generować teksty dostosowane do profilu ucznia z uwzględnieniem jego specjalnych potrzeb edukacyjnych. Osoby z takimi potrzebami stosują bowiem inne strategie uczenia się, które u innych nie byłyby skuteczne. Wsparcie sztucznej inteligencji choćby w odpowiednim konstruowaniu tekstów dla uczniów ze specjalnymi potrzebami to wielkie ułatwienie w pracy nauczyciela i szansa na to, żeby wprowadzić indywidualne podejście do nauczania na większą skalę. Punktem wyjścia w nauczaniu języków obcych jest oczywiście odpowiednie rozpoznanie potrzeb językowych, czyli oszacowanie poziomu kompetencji językowych ucznia, w jakim stopniu i zakresie rozumie on pojęcia, czy ma problem z myśleniem metaforycznym, czy potrafi budować teksty narracyjne. Ocena potencjału językowego dziecka pozwala wtedy wykorzystywać naukę języka obcego do rozwoju jego ogólnych kompetencji poznawczych i komunikacyjnych.
 
To znaczy, że każdy uczeń wymaga indywidualnego podejścia?
Nawet przy takim samym typie niepełnosprawności, deficytu czy neuroróżnorodności zawsze mamy do czynienia z człowiekiem o indywidualnej biografii językowej, a więc z konkretną jednostką, która wyrosła w danym środowisku, komunikuje się za pomocą znanych sobie sposobów, ma określone kompetencje językowe. Z tego powodu zasada indywidualizacji jest nadrzędna. Nauczanie to zawsze pole indywidualnych poszukiwań, dlatego tak trudno stworzyć gotowe rozwiązania. To, co sprawdza się u jednych, może nie zadziałać u innych. Wydaje się, że takie jednostkowe podejście do każdego ucznia wymaga ogromu wysiłku ze strony nauczyciela, ale tak nie musi być. Im więcej doświadczeń nabierzemy w tym obszarze, im lepiej potrafimy rozpoznawać indywidualne różnice, tym łatwiej będzie nam oszacować kompetencje każdego ucznia, ocenić jego dojrzałość językową, myślenie metaforyczne czy umiejętność budowania narracji. 
 
Ale jak poradzić sobie z tym wyzwaniem, mając klasę składającą się zarówno z uczniów ze specjalnymi potrzebami, jak i tych, którzy uczą się w bardziej typowy sposób?
Początkowo może się to wydawać skomplikowane, ale w pedagogice sporo obecnie się mówi o uniwersalnym projektowaniu nauczania. Takie projektowanie nie wyklucza indywidualizacji, zakłada się jednak, że odbiorcami konkretnego działania dydaktycznego będzie możliwie jak najwięcej osób. Oznacza to, że to, co jest dobre dla ucznia ze specjalnymi potrzebami, może być korzystne dla całej klasy. Chociażby oszacowanie kompetencji w zakresie umiejętności skupienia uwagi czy zdolności tworzenia dłuższych tekstów jest przydatne dla każdego. 
Nauczyciel języka obcego nie musi być przecież specjalistą w zakresie niepełnosprawności i deficytów w aspekcie medycznym i terapeutycznym. Musi raczej wiedzieć, jak komunikują się jego uczniowie i jaki mają profil językowy. 

Czy są konkretne rekomendacje dla nauczycieli prowadzących klasy, w których uczą się osoby ze specjalnymi potrzebami?
Wskazanie konkretnych zaleceń byłoby błędem, bo każda metoda zależy od kontekstu, ale moim ulubionym narzędziem diagnostycznym, którego skuteczność została zweryfikowana w różnych kontekstach nauczania, jest przeformułowywanie tekstu. Ono bardzo dobrze obrazuje poziom kompetencji językowych uczącego się. Narzędzie to jest dość proste. Chodzi o poproszenie ucznia, by własnymi słowami opowiedział usłyszaną czy przeczytaną historię. Dzięki temu można zorientować się, czy uczeń radzi sobie z łączeniem faktów, planowaniem w czasie, myśleniem metaforycznym lub właściwym użyciem słów w kontekście. Takie ćwiczenie można wykonać zarówno w języku polskim, jak i obcym, choć w obcym oczywiście nie z uczniami na poziomie początkującym. Można też pójść dalej i tak, jak wspominałam, podążając za uchwyconą w ćwiczeniu specyfiką danego ucznia, przygotować dla niego odpowiednie materiały, na przykład wykorzystać sztuczną inteligencję w tworzeniu tekstu czy dobraniu odpowiednich ćwiczeń.  
 
Czy nauczyciele już na etapie kształcenia są przygotowywani do różnorodności, która czeka na nich w szkole?
Na etapie kształcenia na pewno te zagadnienia są dyskutowane, obserwowane, ale dopiero praktyka i kontakt z uczniami stanowią najlepsze przygotowanie pedagogiczne. Dobrze, by kształcąc przyszłych nauczycieli, rozwijać w nich wrażliwość na różnorodność uczniów i ich specjalne potrzeby, skłaniać do refleksji na ten temat, ale też budować w studentach odporność na wyzwania, które się z tym wiążą. Dzięki temu możemy uniknąć podejścia typu „temu dziecku będzie lepiej w szkole specjalnej” albo „nie chcę w swojej klasie obcokrajowca niemówiącego po polsku, bo to zaburzy nam pracę”. Budowanie przekonania, że z takimi wyzwaniami można sobie poradzić, też jest elementem kształcenia. Konkretne rozwiązania i kompetencje przyjdą z czasem, w trakcie pracy zawodowej. Zwłaszcza że i one zmieniają się w czasie. Na przykład dziś ChatGPT staje się coraz bardziej powszechny, ale obecnie pracujący nauczyciele w trakcie swoich studiów nie mieli możliwości przygotować się do jego wykorzystania w nauce.
 
Kluczowe jest zatem nastawienie, że uczenie to praca z ludźmi, a ci ludzie mogą się od siebie różnić?
Jako pedagodzy cały czas musimy mieć świadomość, że jako ludzie jesteśmy różnorodni, w dodatku nieustająco i w coraz bardziej dynamiczny sposób zmieniamy się jako społeczeństwo, a w związku z szybkim rozwojem technologii pogłębiają się różnice międzypokoleniowe. Dziś to różnorodność i nienormatywność są kluczowymi cechami rzeczywistości, 
musimy zatem odejść od utartych schematów nauczania przypisanych do danego wieku, płci czy etapu rozwoju. 
 
Nasz czas skupienia na wykonywanym zadaniu będzie się jeszcze skracać?
To zjawisko z pewnością będzie postępować, ale równolegle możemy doskonalić np. myślenie wielozadaniowe. To nie jest tak, że tylko tracimy, również coś zyskujemy, po prostu stajemy się inni, zmienia się nasze funkcjonowanie. Uczniowie z mojego pokolenia radzili sobie ze skupianiem się na dłuższych tekstach, a co za tym idzie – z budowaniem opowieści, narracji, snuciu historii. Narracyjność, umiejętność dostrzegania początku, rozwinięcia i zakończenia opowieści, wyciągania wniosków i uchwycenia ukrytych znaczeń jest istotą funkcjonowania w języku, więc jako językoznawczyni ubolewam nad stopniowym zanikiem tych kompetencji i przekonuję, że mimo wszystko wciąż warto je rozwijać. Jednocześnie jednak cieszę się, że młodzi ludzie zyskują nowe umiejętności, sprawnie posługują się nowoczesnymi technologiami i potrafią dostrzegać te aspekty, które myślenie analogowe pomija.